Wczoraj przyjechałem... myju, myju i poszedłem lulu, zasnąłem jak dziecko :) Ledwie dziś się obudziłem i postanowiłem sprawdzić jakie reperkusje przyniosła wczorajsza późno-wieczorna po przerwie przejażdżka. Jak to sprawdzić? Jak to "jak", trzeba gdzieś pojechać. Postanowiłem, że śniadanie poczeka. Plan - szybka, tradycyjna rundka: Bukowe - Zdroje - M. Cłowy - plaża w Dąbiu - Dąbie Osiedle i powrót. Żwawo zniosłem rower na dół, wskoczyłem na pedały i... 10km/h...20...30 WOW Wszystko "gra" :) W końcu moje pośladki przyziemiły na siedzeniu i tu był haczyk!! Wiem gdzie się kończy moja "szlachetna nazwa pleców", "miejsce odpowiedzialne za odprowadzanie potu w upalne dni" w trzy tygodnie całkowicie odzwyczaiło się od siodełka. Cóż tego akurat mogłem się spodziewać... Zastanawiam się czy aby dziś tego nie powtórzyć, ale niech nikt nie myśli, że jestem jakiś sado-maso (choć kto wie :)). Szykuje się w najbliższym czasie okrojenie czasu na rower przez intensywną pracę, ale tak przy okazji niech się "buła" przyzwyczaja do siedzenia :)
W myśl tego co napisałem w poprzednim opisie postanowiłem dalej przyzwyczajać (czyt. katować) pośladki. Oj, nie jest dobrze... :( W sumie wyskoczyłem po chleb. Do sklepu tylko 500 m ale nikt mi nie wmówi, że zawsze trzeba tą najkrótszą drogą docierać do celu :) Dotleniony mogą iść spać, jutro nowy dzień...
Trzy tygodnie bez roweru... przyczyny różne: praca, embargo, goście, bo dzieci, bo "coś tam coś tam". Stan - delirka, Sięgam po długopis - łapię za klamkę hamulca, szukam poduszki - łapię za siodełko, otwieracz do konserw - przerzutka... BASTA. SIADAM NA DWA KOŁA!!!! To miał być rekonesans po okolicy... temperatura OK, plan OK, rower po pompowaniu kół OK..JAZDA!!! Bukowe - Zdroje (z wiwijasami) - Gdańska - Zamek - Port - Dąbie - Załom - Dąbie - Zdroje - DOMEK Gdzie pojechałem... wiatr w twarz,jakby cały czas pod górkę,ale dałem radę.. a teraz lulu :)